Przejdź do głównej zawartości

Blok V

 Jakoż Bogusław widząc, że na nieprzejednanego trafił, nie próbował więcej pana Zagłoby skaptować, tylko począwszy z kim innym rozmowę, ciskał od czasu do czasu złe spojrzenia przez stół na starego rycerza.


Ale pan hetman Sobieski rozochocił się i mówił dalej:


Mistrz z was, panie bracie, mistrz prawdziwy. Znaleźliście też kiedy równego sobie w tej Rzeczypospolitej?

W szabli - odpowiedział zadowolony z pochwały Zagłoba -Wołodyjowski mnie doszedł. A i Kmicica poduczyłem też nieźle.

To rzekłszy zerknął na Bogusława, ale ten udał, że nie słyszy,


rozmawiał pilnie z sąsiadem.


Ba! - rzekł hetman. -Wołodyjowskiego nieraz przy robocie wi-działem i ręczyłbym za niego, choćby o losy całego chrześcijaństwa chodziło.


Szkoda, że w takiego żołnierza jakoby piorun uderzył.


A co mu się stało? - spytał Sarbiewski, miecznik ciechanowiecki.


Dziewka mu umiłowana w drodze, w Częstochowie, zmarła - odpowiedział Zagłoba - i to najgorzej, że znikąd nie mogę dowie-dzieć się, gdzie on się teraz znajduje?


Przez Bóg! - zawołał na to pan Warszycki, kasztelan krakowski. - Toż ja ciągnąc do Warszawy napotkałem go w drodze również tu jadącego i przyznał mi się, że obrzydziwszy ten świat i jego vanitates,

 


34


 

Pan Wołodyjowski



na Mons regius się wybiera, aby w modlitwie i rozmyślaniach stro-skanego żywota dokończyć.


Zagłoba porwał się za resztki czupryny.


Kamedułą został, jak mi Bóg miły! - zakrzyknął w największej desperacji.

Jakoż wiadomość pana kasztelana na wszystkich niemałe uczy-niła wrażenie.

Pan Sobieski, który żołnierzy kochał, a sam najlepiej wiedział, jak ojczyzna takich potrzebuje, zmartwił się wielce i po chwili rzekł:

Wolnej woli ludzkiej i chwale boskiej niepodobna się opo-nować, ale szkoda jest i trudno mam ukryć waszmościom, że mi żal. Ze szkoły księcia Jeremiego to był żołnierz, przeciw każdemu nieprzyjacielowi wyborny, a już przeciw ordzie i hultajstwu nie-zrównany. Ledwie kilku jest takich w stepach zagończyków, jako to między Kozakami pan Piwo, a w kompucie pan Ruszczyc; ale i ci Wołodyjowskiego nie doszli.


Szczęście, że czasy jakoś spokojniejsze - odrzekł pan miecznik ciechanowiecki - i że pogaństwo wiernie traktatów podhajeckich dotrzymuje, wymożonych niezwyciężonym mieczem mojego dobrodzieja.


Tu skłonił się miecznik panu Sobieskiemu, ów zaś uradował się w sercu z publicznej pochwały i odpowiedział:

W pierwszym rzędzie boska to dobroć pozwoliła mi się wonczas położyć na progu Rzeczypospolitej i nieprzyjaciela nieco pokąsać, a w drugim, dobrych żołnierzów na wszystko gotowa rezolucja. Że chan rad by traktatów dotrzymać, to wiem; ale w samym Krymie przeciw chanowi są zaburzenia, a białogrodzka orda wcale go nie słucha. Odebrałem właśnie wiadomość, że owo się tam na granicy mołdaw-skiej chmury zbierają i że zagony wejść mogą; kazałem też pilnie nasłu-chiwać na szlakach, ale mi żołnierzy niesporo. Co gdzie przyrzucę, to w innym miejscu dziura się czyni. Zwłaszcza mi praktyków - znających ordzińskie sposoby - brak i przeto tak żałuję Wołodyjowskiego.

 


35


 

Henryk Sienkiewicz



Na to Zagłoba odjął od skroni pięści, którymi sobie głowę ściskał,


zakrzyknął:


Ależ on kamedułą nie zostanie, choćbym miał na Montem regium zajazd uczynić i siłą go odjąć! Dla Boga! jutro zaraz do niego się udam. Przecie może mojej perswazji posłucha, a nie, to do księdza prymasa pójdę, do jenerała kamedułów! choćbym też do Rzymu miał jechać - pojadę. Nie chcę ja chwale bożej ujmować, ale co z niego za kameduła, kiedy jemu i włosy na brodzie nie rosną. Tyle, co u mnie na pięści! Jak mi Bóg miły! On i mszy nie potrafi nigdy zaśpiewać, a jeśli i zaśpiewa, to szczury z klasztoru pouciekają, bo będą myślały, że koczur miauczy wesele odprawując. Waszmościowie, wybaczcie, że mówię, co żal na język przyniesie! Gdybym miał syna, to bym go tak nie miłował, jako tego chłopa miłowałem. Bóg z nim! Bóg z nim! Żeby choć bernardynem został, ale kamedułą! Nie może z tego nic być, jako żyw tu siedzę! Jutro zaraz do księdza prymasa zastukam, aby mi dał listy do przeora.


Ślubów przecie nie mógł jeszcze wykonać - wtrącił pan marsza-łek- ale go waszmość nie naglij, żeby się właśnie nie zaciął, a i z tym się trzeba rachować, czy się wola boska w jego intencji nie objawiła?


Wola boska? Wola boska nie przychodzi nagle, jako i stare przysłowie mówi, że co nagle, to po diable. Miałaby być wola bo-ska, to bym był z dawna inklinację w nim dostrzegł, a on był nie ksiądz, jeno dragon. Gdyby pełnym rozumem władnąc, takowe postanowienie w spokoju i z rozmysłem uczynił, nic bym nie mó-wił; ale wola boska nie uderza na człeka w desperacji, jako właśnie raróg na cyrankę. Nie będę go naglił. Nim pójdę, dobrze pierwej sobie ułożę, co mu mam powiedzieć, aby się od razu nie zlisił; ale w Bogunadzieja! Konfidował zawsze żołnierzysko więcej memu dowcipowi niż swemu; tuszę, że i teraz tak będzie, chyba że się całkiem odmienił.

 




36


 

Pan Wołodyjowski



Rozdział V











Nazajutrz, zaopatrzywszy się w listy księdza prymasa i uło-żywszy cały plan z Hasslingiem, zadzwonił pan Zagłoba do furty klasztornej na Mons regius. Serce biło mu mocno na myśl, jak go przyjmie pan Wołodyjowski, i sam też, choć sobie ułożył z góry, co mu powie, poznał, że dużo zależało od przyjęcia, jakiego dozna. Tak myśląc pociągnął za dzwonek drugi raz, a gdy klucz zaskrzy-piał w zamku i furta odchyliła się nieco, wpakował się w nią zaraz, trochę przemocą, i rzekł do zmieszanego młodego mniszka:


Wiem, że żeby wejść tutaj, osobną permisję mieć trzeba, ale ja mam list od księdza arcybiskupa, któren zechciej, carissime frater, księdzu przeorowi oddać.


Stanie się wedle woli waszmości -odpowiedział furtian skło-niwszy się na widok prymasowskiej pieczęci.

To rzekłszy pociągnął za rzemień wiszący u serca dzwonka i dwa razy uderzył, aby kogoś przywołać, bo sam nie miał prawa odejść od furty. Na on głos pojawił się drugi mnich i zabrawszy list, oddalił się z nim w milczeniu, pan Zagłoba zaś złożył na ławce zawinięcie, które miał ze sobą, po czym siadł sam i sapać począł mocno.


Frater - rzekł wreszcie - a jak dawno w zakonie?


Piąty rok - odrzekł furtian.


Proszę, taki młody, a już piąty rok! To już, choćby się chciało wyjść, za późno! A musiało się nieraz zatęsknić za światem, bo to,

 


37


 

Henryk Sienkiewicz



mosterdzieju, jednemu wojenka pachnie, drugiemu uczty, trzecie-mu białogłowy...


Apage! - rzekł mniszek żegnając się pobożnie.


Jakże? Nie brała pokusa wyjść? - powtórzył Zagłoba.


Lecz mniszek spojrzał z nieufnością na rozmawiającego tak dziwnie arcybiskupiego wysłańca i odrzekł:


Za kim się tu drzwi zamkną, ten już nie wychodzi.


To obaczym jeszcze! Co tam z panem Wołodyjowskim się dzieje? zdrów?


Komentarze

  1. I can’t believe focusing long enough to research; much less write this kind of article. You’ve outdone yourself with this material without a doubt. Also check free magazine subscriptions

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Blok a

  pana Antoniego Chrapowickiego gospodę zająć, bo to mój znajomy i przyjaciel. Ciągnęli mnie i Pacowie, którzy przeciw Radziwiłłom partyzantów szukają, ale u ciebie wolę. Słyszałem między posłami litewskimi - odrzekł Ketling - że ponieważ teraz na Litwę kolej przypada, chcą koniecznie pana Chrapowickiego marszałkiem sejmu postanowić. I słusznie. Człek to zacny i realista, jeno nieco dobrowolny. Dla niego nie masz nad zgodę; tylko patrzy, gdzie by kogo z kim pogo-dzić, a to na nic. Ale! powiedz no szczerze, czymć jest Bogusław Radziwiłł?   29   Henryk Sienkiewicz Od czasu, jak mnie Tatarzy pana Kmicicowi pod Warszawą w niewolę wzięli - niczym. Porzuciłem tę służbę i nie zabiegałem o nią więcej, bo choć to możny pan, ale zły i przewrotny człowiek. Napatrzyłemi ja mu się dosyć, gdy w Taurogach na cnotę tej nad-ziemskiej istoty nastawał. Jakiej nadziemskiej? Człeku, co gadasz? Z gliny ona jest i tak jak pierwsza lepsza farfurka stłuc się może. - Wszelako mniejsza z tym! Tu zaczer