Przejdź do głównej zawartości

Blok a

  pana Antoniego Chrapowickiego gospodę zająć, bo to mój znajomy i przyjaciel. Ciągnęli mnie i Pacowie, którzy przeciw Radziwiłłom partyzantów szukają, ale u ciebie wolę.


Słyszałem między posłami litewskimi - odrzekł Ketling - że ponieważ teraz na Litwę kolej przypada, chcą koniecznie pana Chrapowickiego marszałkiem sejmu postanowić.


I słusznie. Człek to zacny i realista, jeno nieco dobrowolny. Dla niego nie masz nad zgodę; tylko patrzy, gdzie by kogo z kim pogo-dzić, a to na nic. Ale! powiedz no szczerze, czymć jest Bogusław Radziwiłł?

 


29


 

Henryk Sienkiewicz



Od czasu, jak mnie Tatarzy pana Kmicicowi pod Warszawą w niewolę wzięli - niczym. Porzuciłem tę służbę i nie zabiegałem o nią więcej, bo choć to możny pan, ale zły i przewrotny człowiek. Napatrzyłemi ja mu się dosyć, gdy w Taurogach na cnotę tej nad-ziemskiej istoty nastawał.


Jakiej nadziemskiej? Człeku, co gadasz? Z gliny ona jest i tak jak pierwsza lepsza farfurka stłuc się może. - Wszelako mniejsza z tym!

Tu zaczerwienił się pan Zagłoba z gniewu, aż mu oczy na wierzch wyszły.

Wyobraź sobie, ta szelma posłem jest!


Kto taki? - pytał zdumiony Ketling, którego myśl była jeszcze przy Oleńce.

Bogusław Radziwiłł! Ale rugi! rugi od czego?! Słuchaj, tyś po-seł, możesz tę materię poruszyć, a już ja ci z galerii ryknę do wtóru, nie bój się! Prawo za nami, a zechcąli prawo pominąć, to można by między arbitrami tumulcik uczynić tak zacny, żeby się i bez krwi nie obyło.


Nie czyń tego waść, na miłosierdzie boże. Materię ja wniosę, bo słuszna, ale Boże uchowaj sejm zamieszać.

Pójdę i do Chrapowickiego, choć to ciepła woda, co ze szko-dą jest, bo od niego, jako od przyszłego marszałka, siła zależy. Podszczuję Paców. Przynajmniej wszystkie jego praktyki publice przypomnimy. Przecie słyszałem po drodze, że ta szelma o koronę dla siebie myśli się starać!


Chybaby naród do ostatniego upadku przyszedł i nie był żywo-ta godny, gdyby tacy królami jego mieli zostawać - od rzekł Ketling.

Ale wypocznij waść teraz, a później któregokolwiek dnia pójdziem do pana marszałka koronnego o naszego przyjaciela wypytywać.

 






30


 

Pan Wołodyjowski



Rozdział IV











Sejm konwokacyjny w kilka dni później został otwarty, na którym, jak przewidywał Ketling, powołano do laski pana Chrapowickiego, naówczas podkomorzego smoleńskiego, a późniejszego wojewodę witebskiego. Ponieważ chodziło tylko o wyznaczenie terminu elek-cji i ustanowienie wyższego kapturu, a intrygi rozmaitych partii nie mogły w takich sprawach znaleźć dla siebie pola, przeto konwokacja dosyć zapowiadała się spokojnie. W samym początku zaburzyła ją tylko nieco materia rugów. Bo gdy poseł Ketling podał w wątpli-wość prawomocność wyboru pana pisarza bielskiego i jego kolegi księcia Bogusława Radziwiłła, zaraz jakiś potężny głos spomiędzy arbitrów zakrzyknął: „Zdrajca! cudzoziemski urzędnik!” Za tym głosem poszły i inne; przyłączyli się do nich takoż niektórzy po-słowie i niespodzianie sejm rozpadł się na dwie strony, z których jedna chciała panów posłów bielskich rugować, druga zaś uznać ich wybór. Zgodzono się wreszcie na sąd, który sprawę załagodził i wybór przyznał.


Niemniej był to jednak cios dla księcia koniuszego bardzo do-tkliwy; bo już to samo, że rozważano, czy książę godnym jest zasiąść w izbie, to samo, że przypomniano coram publico wszystkie jego z czasów wojny szwedzkiej zdrady i przeniewierstwa - okryło go świe-żą hańbą w oczach Rzeczypospolitej i podkopało z gruntu wszyst-kie jego ambitne zamiary. Liczył on bowiem, że gdy stronnictwa

 


31


 

Henryk Sienkiewicz



kondeuszowe, neuburskie i lotaryńskie, nie licząc innych pomniej-szych, wzajem sobie będą przeszkadzać, wybór łatwo może paść na krajowca. Duma zaś i pochlebcy mówili mu, że gdyby się to miało zdarzyć, to tym krajowcem nie mógłby być kto inny, jeno pan naj-wyższym jeniuszem obdarzony, najpotężniejszy i z najznakomitsze-go rodu, a inaczej mówiąc- on sam.


Trzymając więc rzeczy do czasu w tajemnicy, porozciągał już poprzednio niewody na Litwie, a teraz właśnie rozpoczął zastawiać sieć w Warszawie, gdy nagle spostrzegł, że zaraz z początku mu ją przerwano i uczyniono dziurę tak wielką, że wszystkie ryby ujść nią łatwo mogły. Zgrzytał też zębami przez cały czas sądu, a gdy na Ketlingu, jako na pośle, nie mógł zemsty wywrzeć, ogłosił między swymi dworzanami nagrodę temu, kto mu wskaże owego arbitra, który pierwszy po Ketlingowym wniosku zakrzyknął: „Zdrajca i przedawczyk!”


Pan Zagłoba zbyt był znany, aby jego nazwisko długo mogło po-zostać ukryte. Zresztą nie taił się wcale. Jakoż książę zawrzał jeszcze bardziej, ale i stropił się niemało, usłyszawszy, że mu na wstręcie staje mąż tak popularny, na którego strach było się porywać.


Wiedział o tej swojej mocy i pan Zagłoba, bo gdy z początku pogróżki zaczęły latać, ozwał się raz na wielkim zgromadzeniu szlacheckim :


Nie wiem, jeśliby to komu było bezpieczno, gdyby tu jeden włos miał mi spaść z głowy. Elekcja niedaleko, a gdy się sto tysięcy braterskich szabel zbierze, łatwo się jakoweś bigosowanie może uczynić...


Słowa te doszły do księcia, który tylko wargi zagryzł i uśmiech-nął się wzgardliwie, ale w duszy pomyślał, że pan Zagłoba ma słuszność.


Na drugi dzień odmienił też widocznie względem starego ryce-rza zamiary, bo gdy na uczcie u księcia krajczego ktoś począł o nim mówić, Bogusław rzekł :

 


32


 

Pan Wołodyjowski



Wielce mi jest niechętny, jako słyszałem, ów szlachcic, ale ja się tak w ludziach rycerskich kocham, że choćby mi i dalej szkodzić nie przestał, zawsze go będę miłował.


A w tydzień później powtórzył to samo wręcz panu Zagłobie, gdy się u pana hetmana wielkiego, Sobieskiego, spotkali.

Panu Zagłobie, lubo twarz zachował spokojną i pełną fantazji, zabiło nieco serce w piersi na widok księcia, bo to był przecie pan o daleko sięgających rękach i ludojad, którego się wszyscy obawiali. Ten zaś odezwał się do niego przez cały stół:


Mości panie Zagłoba, doszło już do mnie, żeś waćpan, cho-ciażeś nie poseł, chciał mnie niewinnego z sejmu rugować, ale ja to waćpanu po chrześcijańsku przebaczam i promocją, jeśli kiedy będzie trzeba, służyć nie omieszkam.


Przy konstytucji tylko stawałem - odrzekł Zagłoba - co szlachcic czynić powinien; quod attinet protekcji, to w moim wieku podobno boska najpotrzebniejsza, bo mi pod dziewięćdziesiąt lat.


Piękny wiek, jeśli był tak cnotliwy, jak długi, o czym zresztą wcale wątpić nie chcę.

Służyłem ojczyźnie i swemu panu, obcych bogów nie szukając. Książę zmarszczył się nieco:

Służyłeś waszmość i przeciw mnie; wiem o tym. Ale niechże będzie już zgoda między nami. Wszystko to zapomniane, nawet i to, żeś cudzą, prywatną zawiść contra me protegował. Z tamtym prześladowcą mam jeszcze jakoweś rachunki, ale waszmości rękę wyciągam i przyjaźń ofiaruję.


Chudym tylko pachołek i za wysoka to dla mnie amicycja. Musiałbym się do niej wspinać lub podskakiwać, a to już na starość trudno. Jeśli zaś wasza książęca mość mówisz o rachunkach z panem Kmicicem, moim przyjacielem, tedy radziłbym z serca tej arytmetyki poniechać.

Proszę, a czemu to? - spytał książę.


Bo cztery w arytmetyce są działania. Owóż, lubo pan Kmicic fortunę ma zacną, przecie mucha to w porównaniu do waszej

 


33


 

Henryk Sienkiewicz



książęcej, więc na dzielenie pan Kmicic nie przystanie; mnożeniem sam się zajmuje; odjąć obie niczego nie pozwoli; mógłby chyba coś dodać, a nie wiem, czybyś sza książęca mość był na to łakomy.


Jakkolwiek Bogusław ćwiczony był w szermierce na słowa, jednak czy to wywód pana Zagłoby, czy jego zuchwałość zdumiała go tak dalece, że języka w gębie zapomniał. Przytomnym poczęły się brzuchy trząść ze śmiechu, a pan Sobieski roześmiał się na całe gardło i rzekł:


Stary to zbarażczyk! Umie ciąć szablą, ale i na języki gracz nie lada! Lepiej go zostawić w spokoju.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Blok V

 Jakoż Bogusław widząc, że na nieprzejednanego trafił, nie próbował więcej pana Zagłoby skaptować, tylko począwszy z kim innym rozmowę, ciskał od czasu do czasu złe spojrzenia przez stół na starego rycerza. Ale pan hetman Sobieski rozochocił się i mówił dalej: Mistrz z was, panie bracie, mistrz prawdziwy. Znaleźliście też kiedy równego sobie w tej Rzeczypospolitej? W szabli - odpowiedział zadowolony z pochwały Zagłoba -Wołodyjowski mnie doszedł. A i Kmicica poduczyłem też nieźle. To rzekłszy zerknął na Bogusława, ale ten udał, że nie słyszy, rozmawiał pilnie z sąsiadem. Ba! - rzekł hetman. -Wołodyjowskiego nieraz przy robocie wi-działem i ręczyłbym za niego, choćby o losy całego chrześcijaństwa chodziło. Szkoda, że w takiego żołnierza jakoby piorun uderzył. A co mu się stało? - spytał Sarbiewski, miecznik ciechanowiecki. Dziewka mu umiłowana w drodze, w Częstochowie, zmarła - odpowiedział Zagłoba - i to najgorzej, że znikąd nie mogę dowie-dzieć się, gdzie on się teraz znajd